Wszystko

Nancy H. Kleinbaum „Stowarzyszenie umarlych poetow”

Wrocilam wczoraj z wyjazdu. Zmeczona wciaz jestem dokumentnie, nie moge dojsc do siebie. Co nieco sie „oblowilam sie” w Biedronce, bo byl ksiazki po 7 zl! Ale ogolnie to najwiecej wypoczywalam na lonie rodziny i natury 😉

A teraz juz recenzja ksiazki, ktora przeczytalam jeszcze przed wyjazdem.

 

Stowarzyszenie umarłych poetów - Nancy H. Kleinbaum Film swego czasu, gdy byl w kinach zrobil na mnie ogromne wrazenie. Sama bylam wtedy w wieku glownych bogaterow. I takie historie byly po prostu bardzo nosne, trafily na podatny grunt 😉 Jest to chyba jeden z pierwszych tego typu filmow o odwaznym, lamiacym konwenase nauczycielu. Potem byly jeszyzcze „Gangsters Paradise”, czy „Usmiech Mona Lisy”. Po krotce o tresci, choc wydaje mi sie, ze jest powszechnie zna. W latach 50tych XX wieku w szacownej szkole prywatnej dla chlopcow im. Weltona rozpoczyna prace John Keating- nauczyciel literatury angielskiej. I choc wydawac by sie moglo, ze literatura i poezja to regulki do wyuczenia na pamiec, nietypowemu nauczycielowi udaje sie zaszzcepic w swoich wychowankach pasje do slowa a zarazem do pasje zycia pelna piersia. Do zycia w zgodzie z wlasnymi przekonaniami. Chlopcy poczynaja inaczej spogladac na swoje zycie. Potajemnie spotykaja sie w nocy w Stowarzyszeniu Umarlych Poetow, aby czytac poezje i rozprawiac o swiecie i wlasnym zyciu. Niestyte jeden z nich nie wytrzymuje presji otoczenia niezgodnej z wlasnym zyciowym powolaniem. Dochodzi do tragedii i nieslusznych oskarzen. Czy mlodzi ludzie podolaja odpowiedzialnosci i sprostaja swoim idealom?

 

Film, jak juz napisalam swego czasu wywarl na mnie ogromne wrazenie. Szczegolnie kreacja Robina Wiliamsa jako Johna Keatinga jest nie do zapomnienia. Ksiazka napisana zostala na podstawie jednej z pierwszych wersji scenariusza. Oszczednie dozowane emocje i dosc suchy styl nie sa jednak minusem. Cyztajac mialam przed oczyma oczywiscie sceny z filmu. Nie jestem pewna, czy ksiazka by sie tak dobrze czytala, gdyby kolejnosc byla odwrotna- najpierw ksiazka, potem film… I juz sie nie przekonam 😉

 

Wszystko

Martina Borger & Maria Elisabeth Straub „Kleine Schwester” („Mlodsza siostra”)

 Poruszajaca lektura… Czyz dramat dziecka nie poruszy kazdego? A do tego dramat opowiedziany glosem innego dziecka? Lektura nie dajajca spokoju. Historia, w ktora nie mozemy uwierzyc, ze dziala sie naprawde…

Ela, Carl i Lilly sa na pozor szczesliwa rodzina. Lilly ma 10 lat, Ela pracuje jako przedszkolanka, Carl ma wlasna firme malarstwa pokojowego. Wszyscy kochaja sie i zyja w harmonii. Dopoki Ela nie zapargnela kolejnego dziecka, a proby spelzly na niczym. Ela popada w depresje, Lilly spedza kilka miesiecy z dala od domu u starszej pani- ciotki Belli. Po powrocie zdaje sie, ze w szystko zmierza znow ku dobremu, bo rodzice znalezli rozwiazanie problemu- przygrana 5lertnia dziewczynke z sierocinca. To rozwiazanie prowadzi jednak do  nieuchronnej tragedii, gdyz z Lotta jest w iecej problemow niz poczatkowo zakaldano. Do tego dochadza problemy zdrowotne Carla, przeprowadzka, utrata pracy przez Ele, problemy finansowe… Jedynie Lilly wyczuwa intuicyjnie, ze cos jest „nie tak” i to ona w koncu, mimo wielu oporow, znajdzie jedyne sluszne rozwiazanie…

 

Poruszajaca opowiesc. Wielokronie pytalam sie, gdzie jest „sprawiedliwosci na tym swiecie”. Dlaczego urzad adopcyjny tak szybko zgodzil sie na wydanie dziecka osobie z tak powaznymi psychicznymi problemami. Ale tez czemu nikt z otoczenia nie interesowal sie ta rodzina. W ksiazce wielokrotnie pojawiaja sie osoby sasiadow, wymieniane z nazwiska, nauczycielka. Bardzo podobala mi sie postac ciotki Belli, ktora jakby symbolizowala samo sumienie Lilly, to, co jest wlasciwe. Smutna, poruszajca lektura, ktora wam polecam, jesli macie odwage zmierzyc sie takimi historiami…

„Manche Leute sagen, man kann viele Menschen gleichzeitig gleich stark liebhaben, das stimmt aber nicht. Man kann es vielleicht, aber man darf es nicht, man muß sich entscheiden”

str. 171